
Epidural vs Poród naturalny-Moje Doświadczenia
Marzenia o Dziecku, Koszmary o Bólu
Odkąd pamiętam, zawsze chciałam mieć dzieci. Ale sam poród – ten temat przerażał mnie od dziecka. Może przez dramatyczne opowieści mojej mamy o jej porodzie w PRL-u, a może przez teksty w stylu: „to nic w porównaniu do porodu”, które słyszałam, gdy się skaleczyłam jako dziecko.
Owszem, jestem fanką natury, ale jeśli chodzi o fizyczny ból – nigdy nie widziałam sensu w cierpieniu. Nie chciałam o tym myśleć, nie chciałam tego widzieć, więc celowo unikałam filmów o porodach i relacji innych matek.
Przy każdej wizycie w szpitalu upewniałam się, że anestezjolog na pewno będzie dostępny w moim terminie. Sprawdzałam nawet, czy przypadkiem nie planuje urlopu. Żadne piłki, masaże ani olejki eteryczne mnie nie interesowały – chciałam gaz, zastrzyki i jak najszybciej wielką igłę z epiduralem.
Wtedy uważałam, że naturalny poród to coś dla hipisek z kwiatami we włosach. Niech sobie rodzą w pozycji lotosu – ja biorę pełne znieczulenie, a najlepiej niech mnie uśpią i obudzą, jak dziecko już będzie na świecie.
Pod koniec trzeciego trymestru, patrząc na mój coraz większy brzuch, czułam narastające przerażenie. Wiedziałam, że już wkrótce lokator zechce się wyprowadzić. I to przez drzwi, które niekoniecznie chciałyby się otworzyć.
Gdy Poród Zaczyna Się Na Poważnie
No i nadszedł ten dzień – tydzień po planowanym terminie. Pojechałam do szpitala na indukcję. Było południe, sala pełna kobiet, każda oddzielona tylko niebieską kurtyną. Dostałam czopek z prostaglandyną, rozsiadłam się wygodnie na łóżku i… zaczęłam oglądać filmy o porodach. Po raz pierwszy – bo dopiero teraz czułam, że jestem na to gotowa. Oczywiście tylko te pozytywne!
Skurcze zaczęły się wieczorem. I przyznam – wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może jednak warto było się jakoś psychicznie przygotować. Słyszałam jęki innych kobiet zza kurtyn i bardzo nie chciałam być na ich miejscu. Ale niestety – nie było już odwrotu.
Epidural – Moje Błogosławieństwo
Kiedy zaczęła się aktywna faza porodu, zabrano mnie do sali porodowej, gdzie czekał już mój mąż. Muszę przyznać, że nawet nie poczułam tej ogromnej igły, którą anestezjolog wbił mi w kręgosłup. Po pewnym czasie ból całkowicie zniknął. Czułam jedynie lekkie parcie w dole brzucha, ale absolutnie żadnego bólu.
Siedziałam sobie na fotelu, żartując z położnymi. Było to dość niecodzienne, biorąc pod uwagę, że moja ciąża była ciążą wysokiego ryzyka i wiele rzeczy mogło pójść nie tak – ale o tym innym razem.
Kiedy pojawiły się regularne skurcze w krótkich odstępach czasu, położne mówiły mi, kiedy mam przeć. To było trudne, bo to parcie było bardziej w mojej głowie niż w ciele. Skurcze widoczne były na monitorze – ja nie czułam absolutnie nic.
Poród trwał długo i był bardzo stresujący. Sebastian utknął w kanale rodnym i wtedy zaczęłam się troche bać. Nagle w pokoju zjawiła się cała ekipa medyków, starając się go wydostać. Było dramatycznie, ale w końcu – pojawił się na świecie przy pomocy kleszczy, a jego krzyk wynagrodził mi wszystko.
Rekolwalescencja po porodzie byla dluga i bolesna. Przez kolejne 6 tygodni nie byłam w stanie siedziec i prawie codzinnie brałam leki przeciwbólowe. Rozmawiałam z kobietami, które po epiduralu cierpiały na bóle kręgosłupa. Na szczęście w moim przypadku nic takiego się nie wydarzyło.
Olejki, Piłka i Koło: Jak Przygotowałam Się na Drugi Poród, Który Nie Chciał Się Zaczynać.
Gdy zaszlam w ciąze z Adasiem, oczywiste dla mnie było ze poroód odbedzie sie ze znieczuleniem. Po pierwszym, pełnym emocji doświadczeniu, nie bałam się już samego porodu, choć wizja możliwych komplikacji wciąż mnie niepokoiła .
Adaś, podbnie jak jego starszy brat Sebastian nie spieszył sie na ten swiat. Tydzień po terminie i… nic. Ani śladu skurczów. Znowu zaproszono mnie na indukcję.
Tym razem dostałam prywatny pokój, a w nim – pełen komfort. Byłam przygotowana jak nigdy wcześniej: olejki eteryczne, dyfuzor, piłka gimnastyczna, a nawet genialny wynalazek – koło do siedzenia po porodzie. Tak naprawdę to poduszka na hemoroidy, ale świetnie sprawdza się po wyjściu ze szpitala.
Czekałam na akcję, przekonana, że teraz wszystko pójdzie gładko. Dostałam czopek i… czekałam. Jednak akcja uparcie nie chciała nadejść. Ani tego dnia, ani następnego.
Oczekiwanie i Czekanie – Codzienna Porcja Oczekiwania
Znalazłam się na liście oczekujących na miejsce na porodówce, gdzie planowano przebić mi wody płodowe i podać oksytocynę dożylnie.
W międzyczasie kobieta z pokoju obok zdążyła urodzić swoje dziecko… w naszej wspólnej łazience.
Kiedy w końcu zapytałam położną, co mogę zrobić, by przyspieszyć wejście na porodówkę, odpowiedziała, że regularne skurcze otworzyłyby dla mnie drzwi.
Dwa tygodnie po terminie czas zaczął działać na naszą niekorzyść – zarówno dla mnie, jak i dla dziecka. Próbowałam wszystkich znanych metod przyspieszenia porodu: od ananasa, przez daktyle, po ćwiczenia i masaż, który rzekomo wywołuje skurcze. No… prawie wszystkich – jedna była niewykonalna z powodów lokalizacyjnych. Ale Adaś pozostawał niewzruszony.
Olejek Rycynowy – Cuda, Które Zadziałały?
Postanowiłam skorzystać z ostatniej deski ratunku i poprosiłam męża o przyniesienie olejku rycynowego. Położna odradzała jego stosowanie. Lekarka ze szpitala uznała to za zabobon, który nie przynosi żadnych korzyści. Podobno nie zaszkodzi, ale też nie pomoże.
Mimo to zdecydowałam się spróbować. Zjadłam obiad, wypiłam kilka łyżek oleju prosto z butelki, popijając sokiem pomarańczowym. Po tym poszliśmy na półgodzinny spacer wokół szpitala, a mąż wrócił do domu. Około godziny po jego odjeździe zaczęłam odczuwać skurcze.
Ależ to było przyjemne! Bujałam się na piłce i słuchałam muzyki. Podczas nadchodzących skurczów koncentrowałam się na zapachu olejków eterycznych z dyfuzora. To skutecznie odwracało moją uwagę od bólu. Ból wcale nie wydawał się taki straszny. Ćwiczyłam oddechy z Brititte Teyler, moją ulubioną youtuberką. Ból? Był, ale taki…pozytywny. Byłam bardzo podekscytowana na myśl spotania sie z moim synkiem. Poza tym wiedziałam ze za chwilę dostanę znieczulnie.
Bez Epiduralu na Żywo – Czy Naprawdę Było Tak Strasznie?
Zabrano mnie na porodówkę, a pielęgniarki zaczęły wkłuwać igły w moje ręce, przygotowując mnie do zabiegu. Wtedy poczułam ogromny nacisk w dole brzucha. Jedna z położnych spojrzała między moje nogi i krzyknęła: „Dziecko się rodzi!”
Krzyczałam, że nie mogą mi tego zrobić i że muszą mi natychmiast podać epidural, ale… niestety, było już za późno.
W ciągu niecałej godziny Adaś był już na świecie. Kiedy mąż przyjechał, ja już trzymałam naszego maluszka w ramionach.
Jakie to było zaskoczenie następnego dnia! Środki przeciwbólowe okazały się zupełnie niepotrzebne. Byłam w stanie siedzieć, a nawet koło nie było mi potrzebne .
Zmiana perspektywy- podsumowanie
Doświadczyłam dwóch zupełnie różnych porodów. Jeden – ze znieczuleniem zewnątrzoponowym, drugi – całkowicie naturalny. Oba były wyjątkowe i głęboko poruszające na swój sposób.
Poród naturalny pomógł mi oswoić lęk, który towarzyszył mi przez lata, i nauczył mnie, że warto zaufać swojemu ciału. Każde z tych doświadczeń przyniosło ogrom emocji i radości. Gdybym miała rodzić ponownie – wybrałabym poród naturalny.
Bez względu na to, jaką drogę wybierzesz, warto się dobrze przygotować i nastawić pozytywnie. Nasze plany nie zawsze idą w parze z rzeczywistością – ciało potrafi mieć swoje zdanie. Dlatego elastyczność i otwartość na różne scenariusze to moim zdaniem klucz do spokojniejszego porodu.
Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi wpisami, zapisz się na newsletter lub dołącz do mojej społeczności na Facebooku – Mama Natury Blog. Razem łatwiej dzielić się doświadczeniem i wspierać w drodze do świadomego macierzyństwa 💛

